1980 Solidarni i zjednoczeni

Początek lat 80. ubiegłego wieku to dla nas zarazem czasy prosperity i niepokoju. Z jednej strony fabryka w swojej specjalizacji stała się niemal monopolistą: z 590 pracujących wówczas w polskich kopalniach kombajnów, aż 95 proc. (564) zeszło z naszych taśm. Z drugiej: niezadowolenie społeczne, „Solidarność” i represje stanu wojennego dotknęły również FAMUR.

Stan wojenny

Sierpień 1980 roku na Górnym Śląsku był gorący nie tylko od upału. Górnicy KWK Manifest Lipcowy jako pierwsi w regionie, idąc śladem robotników z Wybrzeża, zaczęli domagać się poprawy podstawowych warunków pracy. „Oczekiwano poprawy zaopatrzenia w żywność, kluczowym zaś żądaniem było wycofanie tak zwanego czterobrygadowego systemu pracy w kopalniach, który zakładał pracę 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu, według sztywnego grafiku i dawał pracownikowi w tygodniu 1-2 dni wolne, ale nie zawsze w sobotę i niedzielę. Przy pracujących tak rodzicach dzieci zostawały bez opieki, a praktyki religijne były utrudnione”, opowiada dr inż. Jacek Korski.

Żądania te odrzuciła zarówno dyrekcja kopalni, jak i przybyła na miejsce w nocy delegacja rządowa z ministrem Włodzimierzem Lejczakiem na czele. Do 21 postulatów stoczniowców górnicy z Jastrzębia-Zdroju dołączyli kolejne, m.in. zaliczenie pylicy do chorób zawodowych, zniesienia blokady informacyjnej w mediach o strajku i przyznania czternastej pensji.

Ferment błyskawicznie zajmował kolejne zakłady: do 30 sierpnia strajkowało ich już blisko trzydzieści, w tym Huta Katowice i FSM Tychy oraz liczne kopalnie, m.in. Moszczenica, ZMB i Borynia. Kwestią czasu było, kiedy dotrze do naszej fabryki. „Śledząc ówczesne wydarzenia, również i załoga Famuru odbierała je po myśli postulujących załóg Gdańska, Szczecina i Jastrzębia”, relacjonował Paweł Stabik, członek załogi i autor kroniki z okazji 60-lecia przedsiębiorstwa. Zakładowy Komitet Założycielski NSZZ „Solidarność” FAMUR zawiązał się w niecałe dwa miesiące, a jego przewodniczącym został pracownik dozoru oddziału remontowego Stanisław Złotowski. W efekcie niemal 90 procent załogi przeszło pod skrzydła nowo powstałego związku zawodowego.

„Niezadowolenie było w lipcu i sierpniu 1980 roku”, wspomina Roman Warzecha, emerytowany pracownik biura konstrukcyjnego. „Należałem do tej grupy niezadowolonych, że ten człowiek, inżynier, twórca, który projektuje maszyny, urządzenia, odpowiada za nie, zarabia dwa, nawet trzy razy mniej niż robotnik w hali”. Mimo to robotnicy stanęli solidarnie po stronie „umysłowych”, do otwartych strajków jednak nie dochodziło, a przestoje w pracy zdarzały się sporadycznie. Załoga famurowskiej „Solidarności” jeździła co prawda do Gdańska, Szczecina czy na Mazowsze, by zaczerpnąć wiedzy, jak się zorganizować, jednak nie sformułowała ostrych żądań wobec dyrekcji na piśmie. Bo też i dyrekcja starała się studzić nastroje i nie szła na otwarte zwarcie z niezadowolonymi pracownikami, raczej szukała możliwości wsparcia załogi, by zniwelować przepaść płacową między kadrą techniczną a robotnikami. „Lata 80. to rzeczywiście były trudne czasy, bo odczuwało się inflację i warunki polityczne, ale w zakładzie to przeszło dość spokojnie, wręcz ówczesny dyrektor wybronił przewodniczącego zakładowej »Solidarności«, żeby nie trafił do więzienia”.

Jeśli więc w Famurze dochodziło do strajków, miały one raczej charakter solidarnościowy, „w duchu działania wypływającego z porozumień zawartych w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu”, nie były też długotrwałe. „W mojej ocenie nie miało to wpływu na produkcję i pracę w firmie, ponieważ nie mieliśmy potrzeby manifestowania. I mieliśmy za dużo roboty, wszyscy wtedy robili w akordzie, każdemu zależało, żeby po prostu zarobić”.

Solidarność

Część pracowników ośmielona wydarzeniami sierpniowymi składała jednak skargi i postulaty, spośród których wybrane zostały te najważniejsze (około 90) i przekazane do dalszego procedowania odpowiednim komórkom organizacji.  „Wskutek przejścia ponad 4/5 załogi do NSZZ Solidarność, praca związkowa tej organizacji sprowadzała się na ogół do statutowych działań związku wykonywanych podobnie jak w branżowych związkach zawodowych, lecz w duchu działania wypływającego z porozumień zawartych w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu”, odnotowywał Paweł Stabik, pracownik fabryki i autor Kroniki z okazji 60-lecia Famuru.

Po roku działalności ZOZ NSZZ „Solidarność” FAMUR doczekał się własnego sztandaru, który zaprojektował Roman Warzecha. „Najważniejsze były cztery elementy: godło symbolizujące ojczyznę, kotwica – nadzieję, krzyż jako złożenie w wierze i łańcuch kombajnu urabiającego, czyli praca”. Jego inauguracja miała miejsce 6 grudnia 1981 roku i zaczęła się od przemarszu z placu fabrycznego do kościoła, gdzie został poświęcony. „Później było przyjęcie w domu socjalnym, przyjechali goście z Gdańska, Szczecina, z Warszawy, również z kopalń. To była wręcz niesamowita uroczystość”, wspomina Roman Warzecha.

Nikt nie spodziewał się, że tydzień później zostanie ogłoszony stan wojenny, a w kolejnych dniach dojdzie do pierwszych masowych aresztowań najbardziej aktywnych w działalności opozycyjnej członków załogi. „Byliśmy w szoku, widzieliśmy, jak 16 grudnia czołgi jechały do kopalni Wujek. To była tragedia dla nas wszystkich”. Podczas brutalnej pacyfikacji strajku okupacyjnego kopalni zginął Joachim Gnida, który pierwsze lata życia zawodowego spędził w halach Famuru, oraz mąż zatrudnionej wówczas w fabryce pracownicy działu socjalnego.

Trudne lata 80-te

W następstwie wprowadzenia stanu wojennego działalność związkowa została zawieszona, przepadło też wszystko, co „Solidarność” FAMUR zgromadziła w swoim biurze. Roman Warzecha: „Zomowcy zabrali nam dokumenty, sztandar, krzyże, pamiątki. Przez całe lata nie wiadomo było, gdzie to jest. Szukaliśmy wszędzie, ale nikt nic nie wiedział. Dopiero moja interwencja u dyrektora Józefa Knycia poskutkowała i oto zaraz w komendzie wojewódzkiej milicji obywatelskiej te rzeczy się znalazły. W 1987 roku zostały oddane dyrektorowi, a dyrektor przekazał je z powrotem nam”.

Ruch wolnościowy

Produkcja jednak szła nieprzerwanie przez całe lata 80., począwszy od roku 1980, kiedy to nastąpiło rozpoczęcie produkcji prototypowych kombajnów chodnikowych, licencyjnego kombajnu AM-50 i dalsza modyfikacja kombajnów ścianowych. Nie oznacza to jednak, że nie obyło się bez trudności. „Skończyły się czy w dużym stopniu zostały ograniczone kontakty z przemysłem niemieckich maszyn górniczych., I zaczęły się kłopoty. Pojawiały się nowe idee w produkcji czy konstrukcji kombajnów ścianowych. Pojawił się też produkt z oznaczeniem KGS, czyli kombajn górniczy ścianowy, który w ruchomej części ramienia z organem urabiającym miał wbudowane silniki zamiast bardzo skomplikowanych i zawodnych przekładni”, opowiada dr inż. Jacek Korski.

Eugeniusz Wieszyński z perspektywy laboratorium, którym wówczas kierował, zwraca z kolei uwagę na postępujące unowocześnienie pracy. „Były kolejne zakupy nowoczesnego sprzętu, który trafiał do laboratorium. Dla przykładu: kiedyś analiza chemiczna odbywała się w ten sposób, że w badanym materiale wierciło się dziurki, odważało gram, rozpuszczało w odpowiednich roztworach, najczęściej kwasowych, i poszczególni chemicy badali zawartość węgla, manganu, krzemu, siarki, chromu, niklu i tak dalej. Gdy nawiązaliśmy kontakt z austriacką firmą, kupiliśmy od niej spektrolab, który w jednym momencie określał całą analizę chemiczną, z dokładnością do setnej części procenta”.

Nie samą pracą jednak FAMUR wówczas żył. Eugeniusz Wieszyński: „Zarówno przed powstaniem Solidarności, jak i później, przy fabryce działały kółka zainteresowań, były grupy turystów, filatelistów, brydżystów, panie prowadziły szydełkowanie. Każdy miał jakieś pole do swoich osobistych zainteresowań. Organizowały to głównie związki zawodowe, ale zakład się tym interesował, były dotacje. Ta działalność była naprawdę wspaniała”.