1959 Nowe możliwości

Lata 60. to era kombajnów dwubębnowych. Właśnie wtedy, pod koniec dekady, powstał KWB-3 FDS, który był największym i najliczniej produkowanym w Piotrowickiej Fabryce Maszyn. To także czas wypływania Famuru na szerokie wody. Dr inż. Jacek Korski, doradca zarządu FAMUR SA: „Naśladowaliśmy trendy światowe, ale jednocześnie zaczynał się eksport famurowskich kombajnów ścianowych. A to było szczególne wyzwanie”.

EKSPORT

W 1959 roku Piotrowicka Fabryka Maszyn otrzymała imię Juliana Leszczyńskiego-Leńskiego, a kolejne lata przyniosły jej konieczność produkcji „kombajnów o nowocześniejszych rozwiązaniach konstrukcyjnych, zapewniających postęp wydajności i polepszania warunków pracy w zmieniających się warunkach geologicznych”. Te zapewniła produkcja kombajnów bębnowych KWB-2 (jak również KWB-2p, czyli wersji z silnikiem pneumatycznym dla kopalń metanowych), oparta na projektach zewnętrznego biura konstrukcyjnego CBKM PW. „Kombajn KWB-2 przystosowany był do jednokierunkowego urabiania, współpracował z wleczoną ładowarką odkładniową (pługiem ładującym) i saniami kablowymi do magazynowania nadmiaru przewodu kombajnowego”, wyjaśnia dr inż. Jacek Korski.

Od połowy lat 60. w Piotrowicach produkowano kombajny bębnowe z ciągnikami hydraulicznymi o sile posuwu 16 ton, przystosowane do pracy dwukierunkowej z organami urabiającymi ślimakowymi do wysokości urabiania 0,9-2,0 m (KWB-3 i KWB-125z). „Piotrowicka Fabryka Maszyn prawdopodobnie jedynie firmowała lub tylko w pewnym zakresie produkowała model KWB-125z, gdyż nie była w stanie zwiększyć swoich mocy produkcyjnych”, podkreśla dr inż. Jacek Korski.

To właśnie kombajny ścianowe stały się w tym czasie naszym głównym produktem, który trafiał zagranicę. Produkcja na eksport nie była co prawda obca Piotrowickiej Fabryce Maszyn, jednak to właśnie kombajny zaczęły zawojowywać świat – choć początkowo jedynie ten socjalistyczny. „Nie eksportowaliśmy naszych maszyn do krajów o dużej tradycji w ich produkcji, jak Wielka Brytania i Niemcy, przede wszystkim trafiały one do bratnich demoludów. Były lepsze niż kombajny radzieckie i przyjmowane z dużym zadowoleniem, niemniej jednak odbiorcy zwracali dużą uwagę na jakość, więc musieliśmy stale ją podnosić, żeby spełnić wymagania klientów”, wyjaśnia dr inż. Jacek Korski. I przypomina: „Klienci przecież sami byli skrupulatnie rozliczani. A były to lata, kiedy za błąd przy odbiorze technicznym można było odcierpieć, siedząc w więzieniu albo obozie”.

Laboratorium

Spowodowało to wprowadzenie „mechanizacji, automatyzacji oraz postępowych metod technologicznych” w Piotrowickiej Fabryce Maszyn, m.in. poprzez zastosowanie palet i pojemników własnej konstrukcji, zamówienie wózka widłowego z wyposażeniem, wprowadzenie do produkcji noży z płytkami mocowanymi mechanicznie czy wymianę tokarki uniwersalnej na karuzelową. Ponadto „wykonano kompletne oprzyrządowanie obrabiarki zespołowej wg uprzednio opracowanej dokumentacji konstrukcyjnej oraz uruchomienie na tej obrabiarce obróbki korpusów przekładni Samson”. Pozwoliło to zaoszczędzić „na robociźnie łącznie z ubezpieczeniem” blisko 100 tysięcy złotych, kolejne 3 mln złotych pozostały w kasie Famuru dzięki zastosowaniu agregatu, który pozwolił zrezygnować z importu z ZSRR dwóch wiertarko-frezarek. Ponadto odnotowano „wzrost wydajności pracy pięciokrotny”.

Rozwijała się również wynalazczość: na przykład w 1967 roku 50 pracowników Piotrowickiej Fabryki Maszyn zgłosiło 90 projektów wynalazczych, z czego do zastosowania przyjęto 58, a wdrożono 54, tym samym przekraczając założoną „normę”, która była zaplanowana na 90%. „Plan rozwoju wynalazczości został wykonany we wszystkich podstawowych wskaźnikach. W stosunku do 1966 roku i lat ubiegłych ilość zgłoszeń, ilość projektów przyjętych, ilość projektów zastosowanych oraz efekty ekonomiczne są znacznie wyższe”, podkreślano w jednym z zachowanych w archiwach raportów.

Te czasy dobrze pamięta Roman Warzecha, który od 1964 roku pracował w biurze konstrukcyjnym nad projektowaniem urządzeń usprawniających pracę na famurowskich maszynach. „Szczególnie to były urządzenia miernicze, jak również różne wykrojniki, noże, przyrządy do wiercenia w korpusach. To była ciekawa robota, nie było rzeczy, która by miała się powtórzyć, zawsze coś nowego, ciekawego było. Wiele moich prac znalazło wyraz uznania jako wzory użytkowe czy nawet patenty”.

Intensywny rozwój technologiczny Famuru obserwował też przez prawie pół wieku Eugeniusz Wieszyński, od 1962 roku kierownik laboratorium, składającego się z pracowni chemicznej, wytrzymałościowej i metalograficznej. Jak przyznaje, początki były trudne, „wszystko się dopiero rozwijało – i tak samo trzeba było rozwinąć laboratorium”. Wkrótce jednak sytuacja diametralnie się zmieniła. „Nastąpiły zakupy, nastąpiły przyjęcia odpowiednich ludzi do laboratorium, i laboratorium zaczęło się bardzo rozwijać. Do tego stopnia, że po pewnym czasie nawet przyjeżdżali pracownicy z Huty Sosnowiec, żeby podglądać, jak wygląda prawdziwe laboratorium”. Świadczyło ono nie tylko usługi dla Famuru, ale też innych zakładów, m.in. Piomy z Piotrkowa Trybunalskiego, Huty Karol w Wałbrzychu czy zakładów cukierniczych w Wadowicach. „Im dłużej czas upływał, tym więcej mieliśmy kontrahentów do badań laboratoryjnych”, wspomina Eugeniusz Wieszyński. „Badania laboratoryjne obejmowały całokształt, to znaczy: materiał był badany na każdym etapie – kiedy przychodził do produkcji, w toku produkcji i jako gotowy wyrób wychodzący z Piotrowickiej Fabryki Maszyn. Najciekawsze badania były te, kiedy coś się zepsuło, na przykład urwał się główny wał kombajnu na kopalni. Trzeba było znaleźć, co było powodem, kto zawinił i co zrobić, żeby tego więcej nie było. To było nasze zadanie”.

Projektowanie urządzeń

Jednocześnie już od początku lat 60. zwiększał się udział procentowy pracowników umysłowych wśród ogółu załogi, jednak wdrażanie nowych technologii i rozszerzanie asortymentu początkowo spotykało się z oporem licznych jej przedstawicieli. „Nas młodych konstruktorów szokowało wtedy, gdy widziało się nieraz, jak dla statystyki kombajn luzem przejeżdża przez ścianę, którą nadal przebierało się tradycyjnie – na strzelanie. Musieliśmy ten niechętny stosunek do mechanizacji przełamać”, przyznawał w swoich wspomnieniach inż. Zbigniew Bijak. Między innymi w tym celu w 1964 roku w drodze zarządzenia nr 6/63/ZPMG powstała w Famurze pracownia psychologiczna, która miała służyć również innym przedsiębiorstwom Zjednoczenia Przemysłu Maszyn Górniczych.

W 1966 roku dobiegł końca drugi wieloletni etap inwestycyjny, zakończyła się bowiem rozbudowa hal produkcyjnych oraz oddziału krajalni, a z wydziałów pomocniczych wyodrębniono magazyn oleju i smarów oraz kompresorownię. Również wtedy do szyldu Piotrowicka Fabryka Maszyn został dołączony człon FAMUR, będący odniesieniem do nowej pełnej nazwy: Fabryka Maszyn do Urabiania Węgla. W okresie tym stale rosło zatrudnienie, dochodząc nawet do 1600 osób, w tym 250 uczniów przyzakładowej szkoły zawodowej. Personel fabryki obowiązywał regulamin spisany na 25 stronach maszynopisu i obejmujący ponad 50 paragrafów. Podpisujący go pracownicy zobowiązywali się nie tylko do „systematycznego podnoszenia swoich kwalifikacji zawodowych i wydajności pracy”, przestrzegania przepisów o bezpieczeństwie i higienie pracy czy poddawania się okresowym badaniom lekarskim, ale również „koleżeńskiego stosunku do współtowarzyszy pracy” oraz „ścisłego przestrzegania przepisów państwowych o zabezpieczeniu tajemnicy państwowej i służbowej”.

Mimo wyśrubowanych i drobiazgowo określonych standardów, na przełomie lat 50. i 60. fabryka zmagała się z plagą kradzieży na jej terenie. Dotychczas istniejące posterunki portierów na bramie wejściowej i patrole zmianowe okazały się niewystarczające, w związku z czym delegacja pracowników wystosowała do najwyższych władz prośbę o zezwolenie na wyodrębnienie „specjalnej komórki organizacyjnej”.

Organizowane były wówczas wycieczki zakładowym autokarem (kilkanaście rocznie), olbrzymim zainteresowaniem cieszyło się czytelnictwo: pod koniec dekady do zakładowej biblioteki należało 350 osób, a jej księgozbiór rozrósł się do blisko czterech tysięcy tomów. Również dom socjalny „wykorzystywano coraz lepiej i zgodnie z przeznaczeniem”. W latach 1961-1963 w dużej jego sali urządzono m.in. „8 akademii, 13 przedstawień teatralnych i estradowych z udziałem znanych osobistości teatru i operetki, 5 przedstawień teatru lalkowego, 2 występy koncertowe z chórem, a także szereg spotkań w ramach różnych organizacji, stowarzyszeń; balety, ćwiczenia, wieczornice, zabawy taneczne itd.”, jak skrupulatnie wyliczał kronikarz piotrowickiego zakładu.